sobota, 22 sierpnia 2020

Aniu Moja Kochana






Biegałaś beztrosko piaszczystą drogą wśród łanów zbóż.

Tuliła Cię rozkwiecona łąka. Pachniał las. 

Ciepła woda leśnego jeziorka pieściła twe stopy. 

Nadszedł czas kiedy dojrzałaś i podjęłaś pracę tak potrzebną innym. 

Dawałaś radość dzieciom, opiekę i ukojenie cierpiącym.

Cichy wróg powoli podstępnie zaatakował, przewracając Twoje młode życie odbierając marzenia.


Zrozumiałaś że musisz podjąć walkę i potrzebna jest silna wola. Medycyna której służyłaś niewiele mogła zdziałać. Walczyłaś dzielnie o każdy krok z postępującą słabością, nie poddawałaś się.







Myślałaś także o innych pomagając jak mogłaś


Pewnego dnia powiedziałaś „ Życie trzeba rwać jak młode wiśnie. Bo przyjdzie czas i wszystko pryśnie „ Rwałaś te wiśnie,chwile czasami kwaśne, ale i słodkie radosne. Cieszyłaś się nimi choć były ulotne i ciągle mało.
Podstępna choroba posadziła cię na wózek. Ty jednak poczułaś siłę, nabrałaś pewności. Kraków stał się mały, byłaś wszędzie.







  Sama załatwiałaś wiele spraw, nie tylko swoich. Nadal pomagałaś - szczególnie tym, których doświadczył los. 

Na wózku wróciłaś tam, gdzie piaszczysta droga, kwitnąca łąka, szumiący las.


Na nowo rozgorzały iskry marzeń. 
Wtedy nadszedł cios. Diagnoza. Rozpalana słowami lekarzy nadzieja i kolejna walka. Jeszcze cięższa.

  Nie poddawałaś się, dodając otuchy współpacjentom, nie traciłaś humoru.





  Nie chciałaś być ciężarem. Uśmiechałaś się gdy - jak umiałem - starałem się koić Twój ból i żal.





Choroba powoli odbierała Ci siły. Ale nawet wtedy gdy ogarnęła Cię całkiem niosłaś nadzieję i pociechę dla bliskich. Powtarzałaś nie bój się, nie bój się.
Kiedy przychodził słoneczny dzień, patrzyłaś w okno - na widok który tak lubiłaś. Zawsze dawał Ci radość. Gdy czekałaś, siedząc na balkonie lub w oknie kuchni. Czekałaś na mnie, by dać domowe ciepło, porozmawiać o czekających sprawach.








Ale w tym dniu Twoje oczy były pełne smutku. Powoli zamknęłaś powieki. Twój szept ucichł pogrążając mnie w rozpaczy. 

Pokazałaś i uczyłaś mnie jak być silnym, idąc na spotkanie śmierci.

Dziękuję Ci za to i wszystko co dla mnie zrobiłaś.
Idź piaszczystą drogą wśród łanów i zbóż, idź przez łąkę i pachnący las. Tam gdzie nie ma bólu i cierpienia, gdzie młode wiśnie są tylko słodkie, gdzie gra Boża muzyka.

Byłaś, jesteś i będziesz trwale w moim sercu. 

Do widzenia ANIU, do zobaczenia.

Andrzej J.






Aniu Moja Kochana

Biegałaś beztrosko piaszczystą drogą wśród łanów zbóż. Tuliła Cię rozkwiecona łąka. Pachniał las.   Ciepła woda leśnego jez...